Wyobraźcie sobie sobotni poranek (godzina 4:30). Macie jechać na plener z Młodą Parą. Dużo czasu, bo udało się obudzić bez problemu, aparaty, lampy, obiektywy i pozostały sprzęt fotograficzny spakowany, śniadanie zjedzone, nawet kawa wypita (bo czeka Was podróż ponad 100 km w jedną stronę na plener). Samochód, którym dzień wcześniej jeździliście zapala bez problemu, ale po przejechaniu paręset metrów – czujnik ciśnienia w oponach daje o sobie znać. Powrót do domu, uruchomienie kompresora, dobicie opon i już delikatny stresik, że “to nie tak miało być”!
Galop autem do Pary Młodej, przesiadka do ich samochodu i podróż na sesję plenerową. I teraz ciekawostka: Edyta wybrała plener górzysty – okolice Niedzicy, Czorsztyna. Jadąc trasą pogoda była zróżnicowana – to słońce, to mgła, to znowu chmury wiszące nisko nad górami. Spotykaliśmy pasące się owieczki, konie, krowy – i tutaj podstawowy błąd – nie zatrzymaliśmy się, aby zrobić z nimi zdjęcia “bo jedziemy przecież na zamek, a zrobimy zdjęcia, jak będziemy wracać”. Taka nauczka dla mnie, jak i dla Was – jeśli jakiś widok Was zachwyci – nie ma opcji, że ta sama scena się powtórzy “jak będziecie wracać”, albo “jutro”. Jest tylko TU i TERAZ! To niepisana zasada zdjęć plenerze!
Docieramy w końcu na parking zamku w Czorsztynie. Mgła taka, że można nożem kroić, zamek jest jeszcze zamknięty dla zwiedzających. Myślimy co robić – pada decyzja “jedziemy do Niedzicy”. Przyjeżdżamy – mgła jeszcze większa i okazuje się, że na tutejszym zamku sesji ślubnej NIE ZROBIMY! Po prostu Nie ma takiej Opcji! Zamek jest tylko i wyłącznie dla zwiedzających! Cóż zrobić – czekamy, aż mgła się wyniesie i robimy sesję przed zamkiem i nad Jeziorem Czorsztyńskim, a następnie udajemy się na punkt widokowy, skąd widać zarówno Zamek w Niedzicy, jak i w Czorsztynie.
Sesję kończymy na Zamku w Czorsztynie i przez cały czas towarzyszy nam ukochane Słoneczko, które stara się wynagrodzić nam poprzednie przygody. Pomimo początkowego stresu i zmartwienia “co to będzie, bo mgła i nic nie widać” – sesję kończymy z wielkimi “bananami” na twarzach. Nie przeszkadza nam nawet to, że te “baranki z hal z rana” zostały już sprowadzone do zagrody. Zresztą – sami zobaczcie: